"Rozmyślałem o tym, jak leży na wznak między Wschodem a Zachodem. Leniwa i senna. W tych nieśmiertelnych brzózkach. Na piachu. Dłubie w nosie, kręci kulki i marzy o własnym losie. O przyszłym zamążpójściu, o dawnych gwałtach albo że pójdzie do klasztoru. (...) Jak się czasem przewraca na bok pośród tych wiekuistych brzózek, w tych piaskach wieczystych, wspiera na łokciu i patrzy na widnokrąg, gdzie się podnoszą pokusy wielkich miast, brylantowe wieżowce, chorągwie z pięknymi herbami firm globalnych i gdzie światło lucyferycznie odbija się od chmur, składając w obcojęzyczne napisy głoszące chwałę nadchodzącego wyzwolenia, które niczym bezlitosna fala zatopi stare, a ocali nowe. Za to ją kocham. Za to patrzenie. Za to leżenie na boku."
Autor zdjęcia : www.pinakoteka.zascianek.pl Wkimedia Commons licencja Creative Commons |
Jak czytałam ten fragment "Dziennika pisanego póżniej" Andrzeja Stasiuka ( str. 134 - 135 ), to przed oczami miałam obraz "Babie lato" Józefa Chełmońskiego. Choć przyznaję, że gdybym miała wyobrazić sobie Polskę jako kobietę i ją opisać, to pewnie byłaby inna. Taki nerwowy chudzielec ( stresujące życie i nałogi ), który nie zachwyca jednoznaczną, nudną urodą, ale ma w sobie "coś". I nie ma łatwego charakteru. Raz się ją kocha, a raz nienawidzi. Ale przynajmniej wzbudza jakieś uczucia. A leniwa i senna to jest tylko czasami, choć pewnie byłoby jej miło poleżeć sobie i popatrzeć w niebo trochę częściej.
Po książki Andrzeja Stasiuka sięgnęłam całkiem niedawno - jakieś dwa, trzy lata temu. I było to przyjemne zaskoczenie, bo przyznaję, podchodziłam do nich jak do kłującego jeża. Lubię Stasiuka za to, że jak pisze o albańskich wieśniakach czy o polskich rozmodlonych staruszkach w Licheniu - to bez poczucia wyższości. Bez drwiny, ale i bez poklepywania po plecach i udawania, że wszystko jest okay. Lubię za to, jak mówi o sobie : że jest mieszańcem Wschodu i Zachodu i ciągnie go bardziej na Bałkany niż do Holandii.
Powiem szczerze, że "Fado" i "Jadąc do Babadag" podobały mi się bardziej. Do "Dziennika pisanego nocą" zerkam sobie od kilku tygodni, a najczęściej do ostatniej i najbardziej ciekawej, moim zdaniem, części książki - o Polsce i Polakach. Jednocześnie przymierzam się do przeczytania " Po Syberii" Colina Thubrona. Na razie bezskutecznie. Przeczytałam pierwsze 50 - 60 stron, jeszcze większą część książki przekartkowałam, ale nie mam ochoty na więcej. Dziwne, bo język Thubrona, tematyka książki, jej gatunek czyli reportaż - wszystko niby mi pasuje, ale jakoś nie zachęca, by kontynuować lekturę. Może to po prostu nieodpowiedni moment na Thubrona w moim czytelniczym życiu, a może robi się zimowo i czytać o zimnej Syberii - jest już lekką przesadą. W każdym razie nie rezygnuję i mam nadzieję, że prędzej czy póżniej "Po Syberii" przeczytam.
Andrzej Stasiuk, Dziennik pisany póżniej, Czarne, 2010, s. 168
Po książki Andrzeja Stasiuka sięgnęłam całkiem niedawno - jakieś dwa, trzy lata temu. I było to przyjemne zaskoczenie, bo przyznaję, podchodziłam do nich jak do kłującego jeża. Lubię Stasiuka za to, że jak pisze o albańskich wieśniakach czy o polskich rozmodlonych staruszkach w Licheniu - to bez poczucia wyższości. Bez drwiny, ale i bez poklepywania po plecach i udawania, że wszystko jest okay. Lubię za to, jak mówi o sobie : że jest mieszańcem Wschodu i Zachodu i ciągnie go bardziej na Bałkany niż do Holandii.
Powiem szczerze, że "Fado" i "Jadąc do Babadag" podobały mi się bardziej. Do "Dziennika pisanego nocą" zerkam sobie od kilku tygodni, a najczęściej do ostatniej i najbardziej ciekawej, moim zdaniem, części książki - o Polsce i Polakach. Jednocześnie przymierzam się do przeczytania " Po Syberii" Colina Thubrona. Na razie bezskutecznie. Przeczytałam pierwsze 50 - 60 stron, jeszcze większą część książki przekartkowałam, ale nie mam ochoty na więcej. Dziwne, bo język Thubrona, tematyka książki, jej gatunek czyli reportaż - wszystko niby mi pasuje, ale jakoś nie zachęca, by kontynuować lekturę. Może to po prostu nieodpowiedni moment na Thubrona w moim czytelniczym życiu, a może robi się zimowo i czytać o zimnej Syberii - jest już lekką przesadą. W każdym razie nie rezygnuję i mam nadzieję, że prędzej czy póżniej "Po Syberii" przeczytam.
Andrzej Stasiuk, Dziennik pisany póżniej, Czarne, 2010, s. 168
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz