12 października 2011

Historia sąsiadów - "Gottland" M. Szczygieł

"Nie wiem, kto Bogom robi pranie
Wiem, że brudy z niego pijemy my
."

Wspomniany cytat, pochodzący z wiersza czeskiego poety Vladimira Holana, miał być mottem książki - tak pisze Mariusz Szczygieł w "Gottlandu życie po życiu". I jeszcze wyjaśnia, skąd się wziął jej tytuł ( w każdym razie, nie tylko od nazwiska pewnego czeskiego piosenkarza ). Mnie, jeszcze przed lekturą książki, tytuł "Gottland" skojarzył się z "Bożym Igrzyskiem" autorstwa Normana Daviesa. I myślę, że całkiem słusznie.Oba mają podobną wymowę i trafnie opisują naszą skomplikowaną przeszłość.

W "Gottlandzie" na przykładzie indywidualnych ludzkich losów Mariusz Szczygieł opowiada historię Czech w XX wieku. Od roku 1882 ( "Ani kroku bez Baty" ), przez m.in. II Wojnę Światową, okres komunizmu ( najobszerniej opisany w książce ), aż po pierwsze lata naszego wieku. Szczególnie silne wrażenie wywarły na mnie cztery reportaże : "Kochaneczek", "Życie jest mężczyzną", "Łowca tragedii" i "Film się musi kręcić". Nie wszyscy Czesi to stereotypowi Szwejkowie - nie wszyscy chcą i umieją dopasować się do rzeczywistości za wszelką cenę. Ale są i tacy, którzy "dopasowują się" z przerażającą łatwością.

Czytając przejmujące opowieści o ludziach, na których życiu piętno odcisnęła historia ( Niewielu z nas ma na nią wpływ, ale ona ma wpływ na nas wszystkich ) - często z niedowierzaniem kręcimy głowami. Ale jednocześnie mamy smutną świadomość tego, że opisywane w książce fakty mogły się wydarzyć, mimo ich pozornego nieprawdopodobieństwa. Ot, nasza środkowoeuropejska specyfika...Dla czytelników z Holandii , Francji albo USA opowiadane przez Mariusza Szczygła historie mogą wydawać się czystą fikcją.Dla nas, niestety nie.

Przy lekturze " Zrób sobie raj" miałam wrażenie, że czytam przewodnik po bliskim geograficznie, ale w gruncie rzeczy egzotycznym kraju. W "Gottlandzie" żadnej egzotyki nie czułam. Wprost przeciwnie, odnosiłam wrażenie, że czytam o kimś znajomym, o podobnych, niełatwych doświadczeniach.

I jeszcze raz, tak jak w poprzednim poście, rozpłynę się w zachwycie nad pisarskim stylem Mariusza Szczygła. Jak ja chciałabym posiadać taką umiejętność ... Łączenia faktów, pozornie nie dających się połączyć.Wychodzenia od maleńkich, wydawałoby się nieistotnych drobiazgów, szczegółów - i budowania wokół nich niezwykłych historii. I bez zbytniego "rozgadywania się". Po prostu czytam i wzdycham sobie z zazdrością i podziwem.

I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś spoza naszej części Europy, mógł podobną książkę napisać. Książkę historyczną - jak najbardziej, ale bez tego specyficznego spojrzenia na świat ( nawet wspomniany wcześniej Norman Davies ).
Wszystkich zachęcam do przeczytania fragmentu książki Agnieszki Wójcińskiej "Reporterzy bez fikcji. Rozmowy z polskimi reporterami". Można się z niego  dowiedzieć m.in.: o żródle inspiracji i niezwykłych okolicznościach towarzyszących powstawaniu  reportażu "Łowca tragedii".


Mariusz Szczygieł, Gottland, Czarne, 2010, s. 244

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz