11 listopada 2011

"Jeśli tylko potrafiłyby mówić " J. Herriot - książka na zimny wieczór

Kubek gorącej herbaty, kostka mlecznej czekolady, puszysty koc, kawałek świeżo upieczonej szarlotki - ot, miłe drobiazgi, ale w jesienny lub zimowy dzień nie do przecenienia. Istnieją też książki, których nikt nie nazwie arcydziełami ( określenie zarezerwowane dla nielicznych ), które nie zachwycają finezyjnym językiem lub zaskakującą fabułą. Ale stoją na naszej półce lub leżą na nocnym stoliku. Sięgamy po nie, jak po kubek gorącej herbaty - aby poczuć przyjemne ciepło.

Na mojej półce z książkami uzbierało się ich już trochę, a ostatnio dołączyła do nich kolejna, o której chciałabym napisać. Jest nią książka Jamesa Herriota " Jeśli tylko potrafiłyby mówić ", pierwszy tom cyklu " Wszystkie stworzenia małe i duże ", opartego na wspomnieniach autora. Sielska prowincja, nieco ekscentryczni mieszkańcy, staroświecki, ale urokliwy dawno miniony świat, a wszystko opisane bez zadęcia i z humorem.

W lipcu 1937 roku James Herriot z dyplomem lekarza weterynarii przyjeżdża do Darrowby - niewielkiego miasteczka, wśród pięknych wzgórz w Yorkshire. W zamian za 4 funty tygodniowo i pełne utrzymanie podejmuje pracę, jako asystent doktora Siegfrieda Farnona. Książka opowiada o pierwszym roku pracy młodego Jamesa - jego czworonożnych pacjentach, tych dużych i małych.O radości, gdy uda się im pomóc i o smutku ,gdy nie można nic zrobić, poza złagodzeniem cierpienia. Autor opowiada o przełamywaniu nieufności, z jaką początkowo przyjmowany jest przez farmerów , o wpadkach i sytuacjach, potwierdzających prawdziwość twierdzenia, że w podręcznikowej teorii wszystko wygląda dużo łatwiej niż w praktyce.

Ale jest to też książka o ludziach ,których James spotyka. Poznajemy zatem jego nietuzinkowego szefa Siegfrieda, beztroskiego i nieustannie pakującego się w kłopoty Tristana, nieugiętą sekretarkę pannę Harbottle próbującą zapanować nad bałaganem w rachunkach i nad pracodawcą, panią Pumphrey bezgranicznie zakochaną w swoim pekińczyku Trickim Woo, jowialnego farmera Phina Calverta i innych. Nie sposób ich nie lubić , ale jak może być inaczej ? Po prostu czujemy szczerą sympatię autora do opisywanych przez niego postaci i zachwyt nad miejscem, w ktorym przyszło Jamesowi zamieszkać. I chyba właśnie to odróżnia " Jeśli tylko potrafiłyby mówić "od całej masy innych tzw. lekkich, dowcipnych książek. A gdy pozna się życiorys Jamesa Alfreda "Alfa" Wighta ( James Herriot to pseudonim ) np. fakt, że mieszkał w ukochanym miasteczku Thirsk, pierwowzorze książkowego Darrowby, od 1940 roku, aż do swojej śmierci w roku 1995 - już wiemy, skąd się nasze odczucia wzięły.

Z przyjemnością sięgnę po kolejne książki z cyklu " Wszystkie stworzenia małe i duże". Jesienią i zimą taka książka " termofor" z pewnością się przyda. A przy okazji muszę wspomnieć, że kupiłam książkę po bardzo okazyjnej cenie ( całe 5 złotych ), w ramach wyprzedaży w Matrasie.

James Herriot, Jeśli tylko potrafiłyby mówić, Zysk i S-ka, 2007, s. 268

2 komentarze:

  1. To i ja chętnie zaopatrzę się w termofor w postaci tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Mery
    Nie jest to żaden wybitny okaz książkowy, ale bardzo sympatyczna i ciepła lektura, w sam raz na chłodny dzień. Jeszcze długo po skończeniu czytania nie mogłam się "pozbyć" uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń